-

ewaryst-fedorowicz : Reklamiarz sum! Po 20 latach marketingu komercyjnego w marketingu politycznym robię. Bloguję bo lubię.

Grodno, czyli jak zostałem przemytnikiem

Sierpniowy poranek.

W pociągu, którym 5 raz na przestrzeni ostatnich 15 miesięcy jadę do Grodna, w wagonie bezprzedziałowym (czyli takim, w którym zamiast przedziałów jakiś idiota, jak w pierwszym lepszym  – proszę wybaczyć właściwą mi precyzję opisu – gównianym autokarze, poustawiał 2 rzędy przedzielonych wąskim „przejściem”  foteli)  scena jak z sensacyjnego filmu:

na oczach ok. 50 pasażerów, jakiś człowiek, stając na oparciach i zagłówkach foteli, rozmontowuje coś, co wygląda jak sufitowy wywietrznik.
Następnie wsadza do otworu swoją naprawdę długą rękę i czegoś w przestrzeni między sufitem a dachem wagonu szuka.
Grzebie i grzebie – wygrzebać nie może. Albo jadąc klasykiem – ręka szukała, nie znalazła i przemytnik pobladnął (bo to przemytnik był – konkretnie przemytnik papierosów).

Coś w końcu znalazł i wyciąga za przymocowany do tego czegoś sznurek:

to spreparowana z połączonych skoczem paczek papierosów nie sztanga, a listwa – po 10 sztuk. Potem wyciąga następną.
Ale najwyraźniej wyciągnął nie wszystkie, bo  teraz, przy pomocy długiego, zakończonego haczykowato drutu, po wielu próbach znajduje i wyciąga przez ten okrągły otwór pakiety z towarem.

Wszystko trwa jakieś 20 minut, zamontowanie wywietrznika  trwa minut kilka, po czym towar ląduje w plecaku.
Nikt nie zwraca na tę akcję uwagi, no – może poza mną.

Podziwiam  sprawność tego człowieka.
Zastanawia mnie tylko jedno: po jaką cholerę on wyjmuje fajki jadące do Grodna?

Kiedy jednak wychodzi z plecakiem wypełnionym towarem na stacji w Kuźnicy i za kilka minut wraca z plecakiem pustym, wszystko staje się dla mnie jasne: on po prostu odzyskał towar, którego z jakichś przyczyn jego grupa nie była w stanie wyjąć podczas wczorajszego rejsu (bo ten pociąg jeździ pomiędzy Krakowem i Grodnem wahadłowo z przerwą ok. 1 godz 20 minut w Grodnie.

***

Lubię przemytników: to ludzie ciężkiej pracy – oczywiście nie mam na myśli tych gangsterów z powiązanych z politykami mafii, które to mafie przerzucają do Polski papierosy na skalę kontenerową, ale „mrówki”, jak ta z mojego pociągu.

W końcu jako (wieczny) student utrzymywałem się, jak wielu przyszłych lekarzy, inżynierów czy za przeproszeniem polityków z podobnej aktywności, choć wykonywanej osobiście lub  w gronie co najwyżej 1-2 kolegów.
Bywało, że w ciągu 2 miesięcy byłem 3 razy w Leningradzie (było takie miasto) .
A wieeele lat temu, na zaręczynowy pierścionek z brylantami też zarobiłem na handlu ciuchami, który to pierścionek oczywiście przewiozłem przez granicę niekoniecznie zgodnie z sowieckimi przepisami celnymi.

***

Retrospekcja: kwiecień tego roku.
Na trasie Kraków-Grodno-Kraków kursują jeszcze normalne pociągi, czyli takie z przedziałami
Na dworcu w Grodnie próba wejścia do przedziału jeszcze rok temu kończyłaby się dla mnie zaskoczeniem: bo drzwi są zatrzaśnięte, zasłony zaciągnięte.
Ale po 5 minutach drzwi się nie tyle otwierają, co otwiera je ubrany w czarny T-shirt i takież spodnie, mężczyzna, który bez słowa wychodzi z przedziału i znika gdzieś w drugim wagonie.
No tak – teraz taka procedura to już dla mnie norma.

Po 40 minutach jesteśmy już w Kuźnicy.
Przez otwarte okna obserwujemy celników wynoszących z obu wagonów kolejne, wielolitrowe, czarne i zaskakująco lekkie worki na śmieci, wypełnione kontrabandą.
Worki są lekkie bo wypchane tysiącami paczek papierosów.

Kilkunastu mężczyzn – starszych i młodszych – jest wyraźnie zdenerwowanych. Wymieniają urywanym głosem uwagi, na twarzach grymasy ni to złości, ni to żalu.

Towar przepadł.

***

W czerwcu już doskonale się orientuję w schemacie grupy:

na czele stoi Szef – tak go sobie nazwałem.

W moim wieku, może parę lat młodszy. Starannie ogolony, ubrany po sowiecku (w dres marki w Sowietach najpopularniejszej), i po sowiecku zaczesany do góry w charakterystyczną „falkę”.
Przy nim 3 adiutantów – mocne chłopy ok. 40, ze śrubokrętami i kombinerkami po kieszeniach oraz akumulatorowymi wkrętarkami w plecakach,

Kolejny krąg, to kilku dwudziestolatków – mają czapki i /lub buty firmy najpopularniejszej w dzisiejszych czasach, i to tłumaczy wszystko:
to szeregowcy
Wszyscy mają dość spore, owinięte w czarne worki  paczki  .

Stoją przy zamkniętych drzwiach na peron i gdy te drzwi się otwierają, biegną do dwóch wagonów o numerach 11 i 12.
Ale dziś  jedziemy już tym gównianym, jak wspomniałem, autokaro-pociągiem.

No oczach pasażerów upychają fajki wszędzie, gdzie mogą, a gdzie mogą wiedzą doskonale, bo ich akcja charakteryzuje się zupełnie fascynującą precyzją:

żadnego zbędnego ruchu, pomyłki, zwłoki.

Nie mam pojęcia skąd wiedzą, gdzie upchnąć towar.

Po chwili widzę, że w wagonie jest kilka rzędów z pustymi siedzeniami – najwyraźniej ktoś wykupił na te miejsca bilety i … mężczyźni nurkują pomiędzy fotelami.

Toaleta to banał – wiadomo: zajęta na czas „opracowania”.
Tuż przed granicą „mrówki” się myją (bo ich ręce, a czasem i twarze są nieźle usmarowane), przebierają się z czarnych strojów w jakieś normalne koszulki, spodnie.
Szef pracuje jak inni.

Towar pochowany. Ufff…

***
W Kuźnicy kontrola: Straż Graniczna obsługuje nas sprawnie, po nich wchodzą celniczki i to 3 naraz.
Jedna wysoka stopniem (dalej będę nazywał ją Szefową)  i dwie młode, ewidentnie na szkoleniu.

Siedzę w pierwszym rzędzie mając do dyspozycji 2 miejsca, więc zaczynają ode mnie.
Zamiast rutynowego muśnięcia okiem mojej walizki-kabinówki i małego plecaka, i zapytania co przywożę z Białorusi, zaczyna się przepytywanie jak na egzaminie:

- Ile ma pan papierosów?
- Nie palę (to prawda) i nie mam ani jednej paczki (to też prawda), ale najwyraźniej inauguracja szkolenia wypadła kiepsko, bo Szefowa, zamiast zostawić mnie w spokoju drąży dalej:

- Alkohol?
- Mam 2 małe butelki nalewki i jedną małą butelkę nastojki na orzeszkach cedrowych ( i to też jest prawda).

Szefowa brnie dalej:

- czy przywozi pan jakąś żywność pochodzenia zwierzęcego?

Ja w przypływie jakiejś niezidentyfikowanej przypadłości, zgodnie z prawdą odpowiadam, że mam 2 małe kawałki „sała” (co to sało tłumaczył nie będę: kto tego nie jadł, ten nigdy nie zrozumie).

W tym momencie Szefowa patrzy na mnie jak na kretyna (i jak najsłuszniej tak na mnie patrzy).

I lekko podniesionym głosem informuje mnie, że wwożenie takiej  żywności jest zabronione, że to przepisy sanitarne zabraniają itd itp, bo ASF, i że powinienem o tym wiedzieć.

Ja na to, już jak kretyn do kwadratu, że przecież ja kupiłem to sało nie pokątnie, a w najlepszych delikatesach w Grodnie (i to jest prawda), a skoro zapytała o taką żywność, to odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że je mam.

Szefowa przebijając mnie wzrokiem informuje mnie, że gdyby znalazła mi to sało niezadeklarowane, to dostałbym mandat, a tak to tylko konfiskata, i na oczach rozbawionego wagonu i podekscytowanych praktykantek,  każe mi otworzyć kabinówkę i plecaczek, i wyjąć sało, co też czynię.

Szefowa pyta czy mam jeszcze jakąś padlinę (to znaczy inaczej sformułowała pytanie, ale sens był właśnie taki).

Ja, jak już na kretyna do sześciościanu przystało, bezczelnie, że owszem, mam kawałek suchej kiełbasy z Polski, której nie dojadłem w drodze do Grodna (i to jest prawda, bo i z Polski, i nie dojadłem)
Szefową zatkało.

Jak ją odetkało, to ripostuje, że nie wiadomo, czy kiełbasa jest z Polski czy z Grodna.
Każe mi oddać te 5 cm suchej kiełbasy – ja rezolutnie (a co!) odpowiadam, że ją zaraz zjem.
I zjadłem.

Szefowa, chyba już leciutko zaniepokojona moim zachowaniem, każe mi wziąć sało i w eskorcie praktykantek wyprowadza mnie na peron.
Schodzę na nasączoną jakimś chemicznym preparatem matę, podchodzimy do wielkiej skrzyni zamkniętej na solidną kłódkę, następnie Szefowa otwiera skrzynię, do której osobiście wrzucam te dwa kawałki sała.
Oczywiście w skrzyni poza tym moim sałem niczego nie ma.

Szefowa zamyka skrzynię, ja wracam do wagonu, kontrola skończona i nafaszerowany fajkami pociąg odjeżdża z Kuźnicy.

Pasażerowie, wśród których zdecydowana większość, to posiadacze białoruskich paszportów (i Kart Polaka) wracający do Polski do pracy lub na studia, patrzą na mnie z rozbawieniem i tylko „mrówki” z ewidentną ( i zrozumiałą)  sympatią .
Ot – porządni ludzie.

Teraz film sensacyjny puszczany jest od tyłu, bo mrówki wyciągają upchnięty w wagonie towar.
I idzie im to jeszcze sprawniej, niż załadunek, bo nie pracują już w stresie.

Szef bezceremonialnie ściąga koszulkę i na suchej klacie widać coś w rodzaju gorsetu z bandaża elastycznego, w i za który powtykane są paczki papierosów.
On w rzeczywistości jest jeszcze bardziej suchy – pomyślałem.

Ponieważ po długim postoju na granicy, do toalety w moim wagonie jest kolejka, przechodzę do wagonu drugiego i tam widzę prawdziwy pokaz sztuki przemytniczej:

3 mrówki wprawnie zdejmują osłonę świetlówek:
jeden odkręca akumulatorową wkrętarką wkręty czy śruby, drugi je od niego odbiera, a trzeci podtrzymuje odkręcaną osłonę, żeby się nie zwaliła na podłogę.

Potem już tylko wyjęcie papierosów i sprawne przykręcenie tej całej blaszanej konstrukcji.

***
No dobrze, ktoś zapyta – to było w czerwcu, a jak wyglądał mój ubiegłotygodniowy powrót z rozpoczętej  dwa dni wcześniej opisanym odzyskiem kontrabandy, podróży do Grodna?

To nieistotne:
w końcu to ja i moje sało jesteśmy bohaterami tego reportażu.
I to byłoby na tyle – idę sobie zrobić moją ulubioną kanapkę.



tagi: grodno  sało  grodno bez wizy  kontrabanda  mrówki 

ewaryst-fedorowicz
18 sierpnia 2019 16:53
31     3045    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

chlor @ewaryst-fedorowicz
18 sierpnia 2019 18:38

Ludzie którzy coś przemycali albo kiedyś ściągali na egzaminach (to psychologicznie podobne) reprezentują mentalnosć i odpornosć całkowicie mi obce.

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @chlor 18 sierpnia 2019 18:38
18 sierpnia 2019 18:44

Ale mają znacznie większą zdolność przetrwania w ekstremalnych warunkach:)))  W kraju nad Wisłą to sprawa raczej warunek przetrwania gatunku.:))) Proszę  nie zapominać o czarnym rynku żywności w warunkach okupacji niemieckiej , kiedy cały naród był skazany na likwidację m.in przez zagłodzenie. 
Nie wiem jak jest teraz. Podejrzewam , że to coś w rodzaju sportu ekstremalnego. Daje skok adrenaliny. I to znacznie mądrzejsze i przyjazne środowisku niż wdrapywanie się na szczyty Himalajów:)))

zaloguj się by móc komentować

ewaryst-fedorowicz @chlor 18 sierpnia 2019 18:38
18 sierpnia 2019 19:25

@chlor
O - i niech tak zostanie!

zaloguj się by móc komentować

chlor @pink-panther 18 sierpnia 2019 18:44
18 sierpnia 2019 19:26

Sądzę, że dla rutyniarzy przemytu nie ma w tym żadnej adrenaliny. Normalne sprawy życiowe, takie jak praca.

zaloguj się by móc komentować

Paris @ewaryst-fedorowicz
18 sierpnia 2019 20:04

Fajne...

... kilkanascie lat temu widzialam podobny w temacie reportaz z Moskwy.  Robila go taka dziennikarka, nazywala sie chyba Barbara... nazwiska nie pamietam, ale byla ona chyba tzw. stala korespondentka.  Reportaz dotyczyl przemytu papierosow, spirytusu w folii no i oczywiscie zlota...

... pomyslowosc "mrowek" nie miala granic... ale potem i tak sie okazalo, ze bylo "przyzwolenie" sluzb celniczych... czyli oplata za "przymruzenie oka".  Mysle, ze dzis jest podobnie... tylko, ze czasami zlapie sie taka "mrowke i przestepce-przemytnika" jak Pan.

zaloguj się by móc komentować

Autobus117 @ewaryst-fedorowicz
18 sierpnia 2019 20:09

Szefowa to pewnie z granicy Polska - DDR. Przenieśli to bydło na wschód Płacz był ogromny bo wille z basenami zostały przy granicy zachodniej. A raj sie skończył. Piszę bydło bo byli gorsi od dederusów a to już było sztuką! Pańskie "sało" zapewniło im spokojny dzień. Pewnie w tym czasię przeszły czterdziestki z fajkami za miliony. A oni sało. Teraz trzeba je utylizować, komisja protokół, no pięć osób ma zajęcie. Ta kiełbasa to już z pana strony czysta złośliwość. Co prawda zarobi szwagier-biegły, ale smród na cały garnizon. Celnik to zawód dziedziczny. Wystarczy sprawdzić dane. Wszyscy won!

zaloguj się by móc komentować

ewaryst-fedorowicz @Autobus117 18 sierpnia 2019 20:09
18 sierpnia 2019 20:30

@Autobus117

Powiem tak: 27 lat z mojego dość już długiego życie mieszkałem w Otwocku, gdzie w części tego specyficznego miasta była za komuny szkola celników, której absolwenci mieli dolce vita.
Nikt z moich kolegów i koleżanek do niej nie poszedł.
Owszem, jedna dziewczyna (córka przezacnej nauczycielki, więźniarki niemieckiego obozu koncentracyjnego) się tam znalazła, ale ona nie była z naszego, nawet szerokiego kręgu towarzyskiego .

Czy ta szkoła dalej tam funkcjonuje - nie wiem, nie chce mi się sprawdzać.

Ale co do tego ASF, to słyszałem na Podlasiu takie opowiadania i opinie, że mi się na mojej łysej głowie włos jeży, z których wychodzi na to, że ten ASF to granda i to chyba w rodzaju "dziury ozonowej"

zaloguj się by móc komentować

Rozalia @ewaryst-fedorowicz
18 sierpnia 2019 20:33

Dawno nic nie wywołało u mnie wybuchu szczerego śmiechu. Dzięki. Jak się ma w bagażu tylko sało i kusoczek kałbasy, można zaryzykować udawanie głupka, sorry naiwnego uczciwego. Jeszcze raz dzięki.

zaloguj się by móc komentować

ewaryst-fedorowicz @Paris 18 sierpnia 2019 20:04
18 sierpnia 2019 20:35

@Paris

Barbara Włodarczyk -  reportaże w cyklu "Szerokie tory".
Jak jest teraz "u nas" - nie wiem. W każdym razie przyzwyczajeń dietetycznych zmieniać nie myślę :-D

zaloguj się by móc komentować

ewaryst-fedorowicz @Rozalia 18 sierpnia 2019 20:33
18 sierpnia 2019 20:39

@Rozalia

No proszę - śmiech to zdrowie, toteż śmiejmy się, póki mamy z czego :-)

zaloguj się by móc komentować

Paris @ewaryst-fedorowicz 18 sierpnia 2019 20:35
18 sierpnia 2019 20:58

Tak...

... to ona.  W sumie ciekawe byly te reportaze.

zaloguj się by móc komentować

Rozalia @Autobus117 18 sierpnia 2019 20:09
18 sierpnia 2019 21:26

Rok 1985.

Moja mama jedzie po raz pierwszy na zachód. Do Szwecji, w odwiedziny do brata. W tamtym czasie z Polski nie można było wywieźć legalnie i bez cła nic. Zadanie miała nieliche, ponieważ "szmuglowała" małogabarytowy dobytek (biżuteria) i rzeczy różne, różniste. Mój wujek i ciocia postanowili zostać w Szwecji na stałe. Miała mnóstwo bagażu, ale w Warszawie mocne męskie ręce wniosły go do pociągu Moskwa-Oslo. Pociąg jechał przez Warszawe, Berlin, potem promem przez morze, Malmö, Geteborg i Oslo. Cudem udało się kupić bilet do jedynego wagonu, który był przetaczany. Nie musiała się z bagażem przesiadać... Ale wówczas nie można było rownież wywozić waluty, znaczy się dolarów. Miała ich kupę, chyba z 50 (słownie pięćdziesiąt), a do tego żeby nie mieć problemów z celnikami uzyskała zaświadczenie, że może je legalnie przewieźć, te dulary.

Obwieszona ciocinym złotem, wielkie paki i walizy do tego, dojechała w towarzystwie dwóch wspólpasażerek do granicy. Okazało się, ze kwitka uprawniającego ja do przewozu dularów nie zabrała. Celników już słychać. Zdenerwowana nie wie co robić.

-Niech pani schowa pod papier. - Właśnie jadły ciasto.

- Niech pani pokruszy żeby brzydził się dotknąć.

I tak legalne dulary bez kwitka, przejechały schowane bod rozbabranym ciastem.

... Prawdziwie emocjonujące przygody miała dopiero w drodze powrotnej, kiedy celnicy wyciągnęli ją z pociągu w Berlinie zachodnim. Ale to już dłuższa historia.

zaloguj się by móc komentować

Rozalia @ewaryst-fedorowicz
18 sierpnia 2019 22:24

Rok 1974.

DZIENNIK POKŁADOWY (1)

Moje kochane Panie!

Zgodnie z umową rozpoczynam mój "dziennik pokładowy" i postaram się go prowadzić możliwie najdokładniej, mając na uwadze to, że jest adresowany do wnikliwych i dociekliwych Czytelniczek. Ale muszę zacząć od początku , czyli od 31 lipca tj. środy godz. 10:30.

A więc bardzo dziękuję za machanie. Był drobny zgrzyt przy odlocie, bo zagubił się jakiś facet (nie z naszej grupy), no i dlatego samolot trzymano 20 minut. Potem na tego faceta czekało w Moskwie na Szeremietiewie dwóch smutnych panów.

Parę słów o odprawie celnej. Otóż jeden z panów zabrał w podróż słoik miodu. Celnik na Okęciu był podejrzliwy i pogrzebał patykiem twym miodzie, potem oblizywał palce, ale klął przy tym, bo musiał myć ręce i to też wpłynęło na opóźnienie odprawy. Wreszcie ruszyliśmy. IŁ-18, choć załadowany do ostatniego miejsca, leciał dobrze -2 godziny i 10 minut, na wysokości 9 tys. m i z szbkością 650 km/godz. W Moskwie powitał nas okropny chłód - 14 C. I tak jest do dziś. Byłbym zapomniał - w samolocie było lekkie śniadanie: 3 maleńkie bułeczki, trochę masła, krakowska,, kawa, ciastko no i kieliszek czerwonego wina. Stewardesy z Aerofloty - krzepkie, ale takie mniej więcej jak z naszego baru "Młynów", oczywiście skromniej ubrane i trzeźwe.

Potem na lotnisku było znów mnóstwo wypelniań. Do rubryk najczęściej wpisywałem "nie przewozi". Potem autokar i 70 km jazdy do hotelu "Drużba", przy prospekcie Biernackiego. To nowa dzielnica Moskwy, jeszcze w budowie, niedawno jeszcze były tu kołchozowe pola. Tu znów formalności, pisanina i nareszcie w pokoju (822). Jest nas dwóch, zupełnie przypadkowo dobrany pasażer. Ale o nim będzie jeszcze poźniej.

-:) Już dam spokój. Jestem dopiero na trzeciej stronie "dziennika pokładowego" pisanego przed laty przez mojego tatę, a pierwsza część liczy stron siedemnaście.

zaloguj się by móc komentować

Autobus117 @Rozalia 18 sierpnia 2019 21:26
18 sierpnia 2019 23:41

Za 25 dolarow miałem na 3 lata zabrany paszport. Inna spraw że uratowało mnie to przed  ślubem z taką jedną finką. Za to kocham komunę!

zaloguj się by móc komentować

Paris @Rozalia 18 sierpnia 2019 22:24
18 sierpnia 2019 23:50

Szkoda, ze tak krotko...

... ale wyglada mi na to, ze Twoj sp. tata mial dar do pisania... a "dziennik" chyba bedzie bardzo ciekawy.  Zycze Ci Rozalio przyjemnej lektury. 

zaloguj się by móc komentować

Rozalia @Autobus117 18 sierpnia 2019 23:41
19 sierpnia 2019 00:25

Potrafili ludziom życie uprzykrzyć. Chociaż w Pana przypadku jak rozumię rozłąka z Finką miała zbawienne skutki? Pan Bóg w dobrych celach wykorzystuje nawet liche narzędzia. 

zaloguj się by móc komentować

Rozalia @Autobus117 18 sierpnia 2019 23:41
19 sierpnia 2019 00:30

Potrafili ludziom życie uprzykrzyć. Chociaż w Pana przypadku jak rozumię rozłąka z Finką miała zbawienne skutki? Pan Bóg w dobrych celach wykorzystuje nawet liche narzędzia. 

zaloguj się by móc komentować

Rozalia @Paris 18 sierpnia 2019 23:50
19 sierpnia 2019 02:01

... A to jeszcze trochę na drugą nóżkę. Dopóki mnie Gospodarz bloga nie przegoni.

Ciąg dalszy DZIENNIKA POKŁADOWEGO (1)

A teraz jest już godz 17:00.

Tak, bo to już nowy czas, wskazówki przesunęliśmy o 2 godziny. Obiad w hotelowej knajpie kategorii I. Ale zaraz, gdzieś już widziałem podobną scenerię. Racja! W "Baryłeczce". Widać z "Baryłeczki" przenieśli dywany. Więc najpierw... ogórcy , tak autentyczne, tylko że posiekane wraz ze skórkami, w oleju i z octem. Brrrr! No już wyrzuciłem, i spokój. Teraz zupa... owocowa, oczywiście z ogorków. (pewnie jarzynowa). Kazałem zabrać talerz. No i spokój. Teraz drugie danie. Frytki z mięsem. Tak to się nazywało, a były takie sobie obierki w oleju z cebulą. Nie muszę wyjaśniać co z tym zrobiłem. Przypomniałem sobie o kochanych Psiaczkach, które włożyły do walizki krakersy. Buźka! Acha, było jeszcze piwo, nawet niezłe. No i dzban wody. Na upał.

Po obiedzie - spacer. Rozmieniam 10 rubli. Zaraz chciano mnie oszukać, ale się nie dałem. A potem - o godz 20:00 kolacja. Najwyraźniej zostało trochę frytek. Było też piwo. No i spać. Ale przedtem pogadałem nieco ze swoim sąsiadem. Mówił mi wiele rzeczy - nie powiedział najważniejszego, że chrrrrrapie. I to jak. Zagłuszył Kremlowskie Kuranty. Nie szło spać. Dosłownie nie zmrużyłem oka. Przeczytałem ok 70 stron "Konopielki". Spoźniłem się na śniadanie.-

Jest więc 1 sierpień, czwartek, godz 8:15

Kelner nie kwapi się z porcją dla mnie, ale mu przypominam. Jak długo można być głodnym, nawet na wczasach.

Godz 9:00. Wsiadamy do autokaru. Na siedzeniach pokrowce, a w nich kieszenie pełne śmieci. Autokar był onegdaj zamiatany. Ale jedzie nieźle. Wsiada z nami przewodniczka, dobrze "ustawiona" ideologicznie. Najpierw historia "Moskwy" - a więc, że Piotr I, że stolica 600 lat, że Napoleon, że bohaterska obrona przed napaścią Niemiec, no i wszystko jest tu "naj", że 9 razy większa niż Paryż, że ma najwięcej zieleni, najlepszą komunikację itp.

Wzgórza Lenina, widać je z naszego hotelu. Tu wznosi się gmach Uniwersytetu Łomonosowa, w którym studiuje 33 tys. studentów. Wokół ogrody botaniczne i zwykle owocowe drzewa. W chwilę poźniej oglądamy ze wzgórz widok na Starą Moskwę. Widać świecące kopuły wież kremlowskich, cerkiewkę, wieżowce, gmachy ministerstw. Rzeczywiście wszystko ma tu rozmiary imponujące. Jedziemy dalej proszę wycieczki. Ciagle o zabytkach, o cerkiewkach, których jest 400, a 30 "rabotajet", o muzeach, dworcach. (pałacach?) Wszystko wzniesione na cześć, np. na cześć zwycięstwa nad Napoleonem. Przewodniczka przypomina bohaterskie karty narodu, to że zginęło 20 mln.  ludzi w ostatniej wojnie, ale że się nie ugięli. Zwiedzamy stare uliczki, m.in. Tołstoja, przy której mieści się Polska ambasada. I wreszcie Płac Czerwony. Jest w remoncie. Zrywa się wydeptaną nawierzchnię, pewnie przed kolejną defiladą. Zwiedzamy miejsca zapisane w historii, wspominamy Gagarina, który przebywał triumfalną drogę z kosmosu, i tu w Murze Kremlowskim pozostał na zawsze. Do Muzeum Lenina nie wejdziemy. Też jest jakiś remont. W samą porę, teraz widocznie "najmniej" turystów...

itd. itd. naoglądał się mój Tata i nazwiedzał. Aż w końcu napisał: 

str 17

Koniec. Uf!!! Pracowity był ten dzień odpoczynku.

Godz. 23:10. Właśnie chcę napisać parę słów. Ale chce mi się spać. Co będzie jeśli znów mój lokator zacznie chrapać? Zagroziłem mu eksmisją. A dom wysoki. Ale cóż to, mój lokator bierze łóżko i... targa je w sam kąt, pod okno. Mówi że miał za nisko pod głową, więc ciuła podkładki. Dokładam mu jeszcze mój chodnik. No teraz fajnie, przyklepuje i zasypia. Nie chrapie. Przynajmniej na razie.

Godz 1:00, piątek 2 sierpnia.

Pora spać, bo jutro raniutko, no nie zupełnie tak raniutko, o 8:00 śniadanko. Potem znów zwiedzanie Moskwy. Oni nas tym zwiedzaniem zamęczą. O 12 obiad, a potem kurs na Soczi.

Na razie tyle. Muszę nadmienić jeszcze, że już tęsknię, a co będzie poźniej! I martwię się jak sobie radzicie, no bo z tym psem ponoć czujecie się raźniej.

Całuję noski, ślepki, no i w ogóle. Wasz Psiak Ogromny. (I podpis -:)  )

zaloguj się by móc komentować


Morsik @ewaryst-fedorowicz
19 sierpnia 2019 10:31

To mnie uświadomiło, że gdyby choć połowa Jewropejczyków (to tacy Nowo-Polacy) przestała palić (że o piciu nie wspomnę), to całą gospodarkę i inne PeKeBy szlag by trafil w try-miga. :)

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @ewaryst-fedorowicz
19 sierpnia 2019 14:29

No weź, takie pociągi są sto razy lepsze od tych z przedziałami

zaloguj się by móc komentować

ewaryst-fedorowicz @gabriel-maciejewski 19 sierpnia 2019 14:29
19 sierpnia 2019 20:09

@coryllus

Jako właściciel strony masz oczywiście rację , ba! - miałbyś ją nawet wtedy, gdybyś napisał, że są lepsze razy 200 albo 300.
Co nie zmienia faktu, że są ch...

PS. Nawet już za cara klasyfikowano wagony "kupiejne" wyżej, niż "obszczyje" (fonetyka w tym ostatnim przypadku, choć znaczeniowo myląca,  jest wielce a propos).

zaloguj się by móc komentować

Paris @Rozalia 19 sierpnia 2019 02:01
19 sierpnia 2019 21:53

Leciutko i przyjemnie...

... czytalo mi sie ten "dziennik pokladowy" Twojego taty.  Rzeczywiscie nie dane Mu bylo pozwiedzac te Moskwe. Ladnie sie do Was - mysle o Tobie i Twojej mamie - zwracal Twoj tata... znajduje Go jako czlowieka bardzo Was kochajacego... i z poczuciem humoru.

Dzieki za te fragmenty,

zaloguj się by móc komentować

Rozalia @Paris 19 sierpnia 2019 21:53
19 sierpnia 2019 23:54

Tęsknię za nim. Dobrze że te listy nie zostały zniszczone. Wszystko wskazuje na to, że będą bardzo potrzebne... Zerknij o czym jest film "Pamiętnik".

zaloguj się by móc komentować

ewaryst-fedorowicz @Morsik 19 sierpnia 2019 10:31
20 sierpnia 2019 18:56

@Morsik

Ponad 17 (o Matko...) lat temu, w majowym numerze 5(34) branżowego (i istotnego wtedy) miesięcznika IMPACT, udzieliłem obszernego, czterostronicowego wywiadu na temat ówczesnych prób wprowadzenia zakazu reklamy alkoholu.

I na stronie 19 powiedziałem takie zdanie:
"Szok kryzysu ekonomicznego wreszcie (lepiej późno, niż wcale) pozwolił pokazać miałkość intelektualną tych, którzy pomiędzy jednym przewałem a drugim, pomiędzy posiedzeniem dziewiątej i dziesiątej rady nadzorczej, po drodze do fundacji lub w czasie wykonywania skoku na tę czy inną kasę, uchwalają zakaz reklamy alkoholu, a jednocześnie udają, że nie wiedzą, iż dochody ze sprzedaży alkoholu stanowią 10-12% dochodów budżetu państwa. Rzygać się chce na taką hipokryzję."

Niezła puenta.
A egzemplarz periodyku mam w swoim archiwum.
 

zaloguj się by móc komentować

Paris @ewaryst-fedorowicz
20 sierpnia 2019 22:47

Niezla...

... bo prawdziwa  !!! 

I jakze aktualna... dalby Bog, zeby coraz wieksza czesc narodu zdala sobie z tego sprawe... a tzw.  "kryzysy ekonomiczne"  to KTOS  z premedytacja wywoluje... a w ogole ta cala deta ekonomia to dzis kompletny "sajens fikszyn"  !!

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @ewaryst-fedorowicz
21 sierpnia 2019 00:27

Normalnie "Kochankowie Wielkiej Niedźwiedzicy" :)

Ci dżentelmeni od szefa i mrówek powinni Panu przywieźć skrzynkę sała  w ramach rekompensaty za udaną operetkę w ich interesie! 

zaloguj się by móc komentować

ewaryst-fedorowicz @KOSSOBOR 21 sierpnia 2019 00:27
23 sierpnia 2019 21:28

@KOSSOBOR

Cóż - Sergiusz Piasecki właśnie dzięki "Kochankowi" stał się moim ulubionym autorem, którego najlepsze książki z przyjemnoscią sprezentowuję  młodzieży, tylko ta granica o 250 km bliżej...

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @ewaryst-fedorowicz 23 sierpnia 2019 21:28
23 sierpnia 2019 23:07

"Kochanek", oczywiście. Ta skleroza, co nie boli :)

A to pewnie Pan zna:

https://www.youtube.com/watch?v=6JSF7rEEtnc

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @KOSSOBOR 23 sierpnia 2019 23:07
23 sierpnia 2019 23:31

A nie, "pomyliłam się" celowo: chodziło mi o tych dżentelmenów in corpore, których Pan opisywał. No więc ta skleroza... :)

zaloguj się by móc komentować

ewaryst-fedorowicz @KOSSOBOR 23 sierpnia 2019 23:31
24 sierpnia 2019 09:25

@KOSSOBOR

Oczywiście, że od razu przeczytałem "Kochankowie" jako aluzję do bohaterów mojego reportażu.
Choć "żołnierzy wywiadu zakordonowego" to wśród nich chyba nie ma :-D

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować