I pomyśleć, że w połowie lat 70-tych, jako osoba ekscentryczna i bezczelna, chodziłam po moim mieście uniwersyteckim z dużą teczką rysunkową, opisaną letrasetami. I tam wyróżniał się napis: meine su"sse europa"ische Heimatt. Teczka budziła popłoch na ulicach, a to był tylko tytuł  utworu Komedy. Mimo, że to była głęboka komuna, czasy te wydają się absolutną sielanką wobec współczesnej Europy. Której stolicę widziałam w maju tego roku. Pośród pięknej architektury historycznej przelewa się czarny tłum po brudnych ulicach i trotuarach. Za 10 lat w tych pięknych kamienicach z czasów dawnej świetności zapewne będą okna zabite dyktą. Kolejny zamach był tam kilka dni po moim wyjeździe z Brukseli. 

Notka - oczywista oczywistość. 

Żle, to było do KOSSOBORa.

Ja Komedy nie słuchałem ( no nie moje klimaty) , letrasetów używałem (ktoś dziś wie, co to letrasety?), a jako człowiek, który 31.08.1982 ze studenta stał się w kilka godzin  tymczasowo aresztowanym za "czynną napaść na funkcjonariusza MO, Andrzeja Sawickiego" - oskarżała dzisiejsza radca prawna, Tatiana Krassowska Pieniążek) ze zgrozą przyznać muszę, iż eurokołchoz ma najgorsze cechy "obozu socjalistycznego".
Okna zabite dyktą widziałem jakieś 13 lat temu w Magdeburgu, skąd zwiała 1/5 mieszkańców.
Cóż - bedzie wielka wojna i wszystko "zresetuje. I wszystkich (prawie) też.

Byłem w "stolicy Europy" kilkanaście lat temu. Zaskoczyły mnie trzy rzeczy: jak bardzo ulice upstrzone są psimi odchodami, to że oprócz arabskiego najczęściej słyszanym językiem był rosyjski i piękno rynku, które jak widać nadal się na szczęście przebija przez ogólny brud. 
Mieszkałem w małym hoteliku, naturalnie u Araba, który czując bezbrzeżną potrzebę gościnności wystrzelił takim tekstem: aaa, pooland, aji lajk polisz pipul, aji like polisz pipul, ju hejt dżujisz tuu... No i weź tu walcz z "polskimi obozami".

Ongi, przy wyjeździe z Torunia na Gdańsk, stały bloki oficerów radzieckich. Okna zaklejone gazetami, sponad których widać było żarówkę na kablu.